Ciało i psychika tworzą jedność
By in

Ciało i psychika tworzą jedność

 

Ciało i psychika tworzą jedność. Dlatego  choroba jest  czymś więcej niż tylko symptomem, który nam dokucza. Wskazuje na związki, które utraciliśmy na wyparte lub zatamowane obszary w nas. Wyleczenie oznacza przywrócenie wewnętrznego porządku  i harmonii, prowadzące do wycofania się objawów.

W każdej osobie istnieją uzdrawiające siły, stanowiące jej naturalne zasoby . Nasze ciało nie jest nieświadomą maszyną, którą można po prostu zreperować usuwając lub wymieniając części. Nie jest konglomeratem molekuł, jest raczej procesem. Istnieje cała dziedzina zwana psychoneuroimmunologią, która bada te zależności. Bada wpływ uczuć na układ odpornościowy , sprawdzając na ile nasza świadomość, nasze myśli wpływają na fizyczne ciało i odwrotnie oraz to czy świadomość może się materializować?

Choroba i zdrowie są bardzo subtelnymi stanami. Wyleczenie ciała wydaje się skutkiem wewnętrznego uzdrowienia.  Większy spokój i wewnętrzny ład działa uzdrawiająco. Potrafi w tym pomóc psychoterapia. Ale dopiero przekroczenie granic ego pozwala rozpoznać nasze uwarunkowania i czyni nas gotowymi do procesu głębokiego  rozwoju. Ważną rolę w procesie choroby i leczenia odgrywa sfera  duchowości .(W duchowości chodzi o  drogę do transpersonalnej przestrzeni świadomości.) Gdy człowiek zaniedba swoją duchową część, popada tak samo w nierównowagę, jak zaniedbując obszar fizyczny. Wówczas nie tylko ciało jest chore lecz cała osoba, nawet jeśli choroba zdaje się ujawniać tylko w ciele.

Choroba nie jest porażką. Niektórzy walczą ze swoją chorobą uważając ją za karę. Myślą czasem nawet ,że zasłużyli na swoją chorobę. Utożsamiają ją z bólem i karą. Choroba nigdy nie jest karą – natomiast prowadzi człowieka do kryzysu.

Pojecie „kryzysu” pochodzi z greki i oznacza m.in. rozcięcie, rozstrzygnięcie i wybór. Choroby prowadzą nas do sytuacji granicznych. Powstaje fundamentalna niepewność. Pojawia się pytanie czy potrafimy ujrzeć w  tej niepewności  krok ku czemuś nowemu.

Niektórzy ludzie nie chcą być wcale wyleczeni. Ktoś kto narzeka na przewlekłe bóle żołądka np. nie dostrzega związku bólu z emocjonalnymi gratyfikacjami jakie z niego płyną. Brakuje zaufania w głębszy sens objawów który leży w przestrzeni interpersonalnej. Bywa, że dzięki chorobie możemy się poczuć wyjątkowi i wyróżnieni a nawet ważni. Dostajemy uwagę, miłość. Gdy nie radzimy sobie z obowiązkami choroba staje się honorowym wyjściem, pozwalającym nie spełnić własnych oczekiwań lub wymagań jakie stawiają inni Gdy choremu  zaświta bardziej pojemny obraz siebie, znikną symptomy, zmienia się jego widzenie choroby. Nie zwalczamy symptomów lecz pytamy o przyczynę. Zdrowieje się przez zintegrowanie tego, czego nam brakuje. Dlatego trzeba przyjąć to co zostało odrzucone i na powrót zintegrować.

Choroba prowadzi nas do tego, czego nie przezywamy, co wykluczyliśmy, czego nie chcemy przyjąć do wiadomości. Prowadzi nas do naszego cienia. Choroba może być próbą samouzdrowienia, ponieważ może nas chronić przed ostatecznym załamaniem, które wystąpiłoby, gdybyśmy się zamknęli konsekwentnie na głębiej leżący proces życia.

Jednym ze sposobów pracy z bólem jest  wejście w ból, zamiast go zwalczać Ból stanie się przedmiotem uważności. Odprężamy  się wchodząc w ból. Obchodzimy się z bólem pozytywnie i z szacunkiem.

Terapeuci ericksonowscy porównują ból do okna i proponują aby patrzeć przez ból jak przez okno. Również rytuały mogą wywierać głębokie psychiczne działanie. Zamknięcie czegoś w rytuale, zwrócenie się ku nowemu  lub osiągnięcie pojednania otrzymało we współczesnej psychoterapii znów ważne miejsce. Szczególnie cenny wydaje się warsztat terapii M. Ericksona, który stwarza solidne rzemiosło pracy z obszarem  nieświadomości osoby chorej, z intuicją. Metafory, symbole,  wielopoziomowe komunikaty, sugestie podawane  nie wprost , trans hipnotyczny przyrównać można do tańca Procedury te omijają opór który wysuwa się na pierwszy plan w terapii zaburzeń psychosomatycznych . Stąd zachęcanie chorego do rozmowy o uczuciach jawi się rodzajem błędu przynajmniej  na początku terapii i grozi utratą zaufania z jego strony. . Chory nie po to somatyzuje żeby z  psychologiem  otwarcie rozmawiać o uczuciach. Jego ciało wypowiada się w tej kwestii  i czujny terapeuta potrafi to spożytkować. Milton Erickson podkreślał terapeutyczną rolę przestrzeni między słowami. Chodzi o szacunek dla oporu i dla wszystkiego co się dzieje w czasie spotkania. Terapeuta stwarza przestrzeń w której może pojawić się wszystko.

Psychoterapia oznacza powrót do stanu w którym jesteśmy całością, zebranie w jedno wszystkich „ja”, o których już zapomnieliśmy i wszystkich naszych głosów które uległy rozproszeniu, a także uznanie za immanentną część naszej osobowości,  różnych jej aspektów dotąd ukrywanych lub zaprzeczonych.

Gdy zaakceptujemy ciemną stronę naszej osobowości osiągamy dostęp do naszego potencjału. Chodzi o to by nawiązać kontakt ze wszystkimi aspektami własnego „ja”, nie tylko z tymi które akceptujemy lub identyfikujemy się. Aby tego dokonać trzeba wycofać osąd , krytykę, postrzegając wszystkie aspekty naszej osobowości takimi jakie są. Bez tłumienia uczuć czy zaprzeczania im. Gdy przyjmiemy wszystkie aspekty siebie zyskujemy siłę. Zyskuje nasze ciało. Każda część nas potrzebuje szacunku i przynależności. Dzięki nim jesteśmy całością – mamy poczucie łączności ze światem wewnętrznym i zewnętrznym.

Sidra i Hall Stone`wie  opracowali spójną koncepcję  osobowości złożonej z wielu różnych „ja”  i zaproponowali ciekawą metodę terapii tzw. dialogiem głosów. W swej koncepcji wychodzą z założenia , że w naszym procesie rozwojowym jesteśmy nagradzani za pewne zachowania a za inne karani. W ten sposób pewne „ja” są wzmacniane inne zaś osłabiane Wyciągamy z tego wnioski i zgodnie z tym rozwijamy swoje „osobowości”. To ciekawe, że osobowość jest tak naprawdę systemem podosobowości, który wymazuje nasze pierwotne „ja”, równocześnie zapewniając nam kontrolę, a co za tym idzie siłę radzenia sobie.

W rzeczywistości jednym z najwcześniej rozwijających się aspektów naszej osobowości jest ta część, która nas strzeże. Działa ona jak osobisty ochroniarz, nieustannie wypatrując zagrożeń, czających się wokół nas. Jest wcieleniem nakazów rodzicielskich i społecznych i w dużym stopniu kontroluje nasze zachowania poprzez wykształcenie kodeksu zasad, które zapewnią nam bezpieczeństwo i akceptację innych.   Decyduje o stopniu naszej emocjonalności, upewniając się, ze nie postępujemy w sposób bezmyślny ani kompromitujący. Tą część autorzy nazywają Obrońcą =Kontrolerem. Większość ludzi używając słowa „ja” mówi tak naprawdę o swoim Obrońcy- Kontrolerze.   

Problem polega na tym, że stopniowo zaczynamy tracić kontakt ze swoim prawdziwym „ja”. Jest to bardzo smutny obrót sprawy, biorąc pod uwagę że strata ta dotyka całego systemu związków. Bowiem najgłębsze i najbardziej bezbronne „ja” nie biorą udziału w związkach. Zamiast nich do głosu dochodzi grupa osobowości nadzorowana  przez Obrońcę –Kontrolera i ta właśnie grupa decyduje o naszych uczuciach i zachowaniach. To pokazuje jak istotna jest znajomość istniejących wewnątrz nas podosobowości. Na ogół  zostajemy tak dobrze uwarunkowani, że do momentu osiągnięcia dorosłości, tracimy całkowicie kontakt z prawdziwym „ja”. A więc nie wiemy kim jesteśmy co czujemy. Nasze lwy i tygrysy od dawna leżą pogrzebane i mamy szansę je dostrzec jedynie przy okazji przypadkowych potknięć. Możemy np. wpadać w furię, nawet nie wiedząc dlaczego Choroba somatyczna jest bardzo częstym komunikatem ze sfery pierwotnego „ja” Nasza naturalna agresja, zostaje przetransponowana w autoagresje. Obrońca _Kontroler urasta w siłę i pilnuje.

Uznanie tłumionej od dawna złości lub niechęci – ma podstawowe znaczenie w procesie leczenia. Metoda dialogu głosów pozwala ponadto szybko  dotrzeć do wtórnych zysków jakie płyną z choroby. Pacjent wypowiadając się w imieniu chorej części siebie wyraża jej punkt widzenia i potrzeby. Łatwiej wówczas ominąć opór i uzyskać szczere wyznania dotyczące zaniedbań i stłumień w obszarze istotnych wartości, które pozostawały w nieposzanowaniu do czasu zachorowania.  bezpośrednio nawiązać kontakt z tymi częściami osobowości, które były zmuszone komunikować się przez objawy choroby. Gdyby tego nie zrobiły, ich przekazy najpewniej zostałyby pominięte.

Trudno znieść świadomość tego, że tak naprawdę jesteśmy pełni wewnętrznych sprzeczności, energii i dążeń, które nie przystają do wyidealizowanego obrazu stworzonego przez ego.Większość osób dociera na terapię na kolanach. Wszyscy wykonali pierwszy telefon dlatego, że strategie, które dotychczas sprawdzały się    nagle zaczęły zawodzić lub w stanie totalnej dezorientacji Stare wzory oparte na przypuszczeniach wskazówki z jakiegoś powodu już nie działają.

W terapii zaburzeń somatycznych ważne znaczenie  zajmuje system rodzinny. Choroba często reprezentuje wykluczonego członka rodziny lub jest wyrazem lojalności z kimś z poprzednich pokoleń komu działa się krzywda, kto doświadczył ciężkiego losu. Choroba przypomina o tych osobach, zmusza do tego aby popatrzeć na tematy tabu w rodzinie.

Choroba stanowi skutek nieświadomych procesów w rodzinie. Dziecko przejmuje coś z systemu Są to ukryte uwikłania, które każą zdrowym dzieciom czuć się źle gdy rodzice lub dziadkowie cierpią Głęboka więź sprawia, że dziecko rezygnuje ze swojego zdrowia i szczęścia, wierząc ”,że może uratować  życie, szczęście i zdrowie innych. Prócz więzi może jak już wspomniałam do choroby prowadzić potrzeba wyrównania między korzyściami i szczęściem jednych a krzywdami i nieszczęściem drugich. Miłość i więzy rodzinne zobowiązują tak bardzo, że  dziecko nieświadomie postanawia „lepiej umrę  ja niż ty” lub „podążam za tobą”. Chce umrzeć z najprawdziwszej szczerej miłości. Uświadomienie tych procesów i pomoc w oświetlaniu cienia rodziny uwalnia dziecko z misji zadośćuczynienia.

Uwikłania w losy rodziny to więzi miłości. Jednak ta sama miłość, która sprawia, że chorujemy może też uwolnić z więzów ciężkiego losu jeśli zostanie uświadomiona. Jeżeli ktoś podąży do końca do granic losu, miłości, winy może doświadczyć jak miłość będąca przyczyną choroby, przekształca się w miłość uzdrawiającą.   B.H. zachęca do tego by zawierzyć temu co ostateczne . Stanowi ono ostoję nawet jeśli napawa lękiem. Prawda zawsze leczy.

Koncepcja psychologicznych ustawień systemowych jest terapia pod wieloma względami niezwykłą w której urzeczywistnia się jedność duchowa i psychofizyczna człowieka. Pokazuje jak często uwikłani jesteśmy w losy a czasem także w głębokie  życiowe dramaty przeszłych pokoleń naszej rodziny. I jak bardzo wpłynąć to może na powstanie niektórych schorzeń. Metoda ustawień systemowych tę dynamikę ujawnia pokazując rozwiązania. Na forum grupy osoba chora ustawia- przy pomocy jej uczestników- swój własny system rodzinny po czym terapeuta przejmuje inicjatywę szukając porządku dla tego układu Pojawiające się rozwiązania pozwalają osobie chorej połączyć się w miłości ze swoimi najbliższymi, bez wikłania się w ich losy.

„Choroby maja coś wspólnego z nieporządkiem, chaosem lub zamętem nie tylko w ciele lecz także w życiu, w rodzinie lub w duszy .Doprowadzenie do porządku tego co nieuporządkowane służy wyzdrowieniu. Zatem jest to uzdrowienie przez porządkowanie.”   ( B.Hellinger 2004)

Anna Winnicka

Bert Hellinger, Dlaczego właśnie ja? Wydawnictwo SURSUM. Wroclaw 2004.
Willigis Jager, Fitness, wellness a duchowość . Jacek Santorski & Co, Warszawa 2007.
Willligis Jager, Życie nigdy się nie kończy. Jacek Santorski & Co, Warszawa 2007.<
Hal Stone, Sidra Stone, Obejmując nasze „ja” Wydawnictwo Zysk i S–ka, Poznań 2004.                              

       

  

Referat  „Przez duszę do serca...”
By in

Referat „Przez duszę do serca...”

W ostatnich latach obserwujemy intensywne postępy  w zakresie technologii i techniki leczenia zabiegowego zarówno w kardiochirurgii jak kardiologii inwazyjnej, które przyczyniły się do znacznego obniżenia śmiertelności chorych ze schorzeniami układu krążenia  Jak każda skuteczna metoda leczenia, również ten postęp przyniósł. liczne skutki niepożądane. Dzisiejsza  kardiologia stała się w dużym stopniu odhumanizowaną specjalnością zabiegową, która działa pod presją czasu i potrzeby osiągnięć ,podobnie jak osoby reprezentujące wzór zachowania A. Klinika kardiologii przypomina nowoczesny zakład produkcyjny , w którym  trwa wyścig z czasem. Oddział diagnostyki  i terapii inwazyjnej pracuje na pełnych obrotach całą dobę. Bywa, że planowane badania przeprowadzane są w nocy z powodu  natłoku obowiązków.

Pacjenci przyjmowani do szpitala w stanie ostrej choroby wieńcowej, w trybie pilnym kierowani są na  zabieg diagnostyczny tzw koronarografię w czasie której, jeśli stan naczyń na to pozwala  przeprowadza się tzw. angioplastykę  .Polega ona na rozszerzeniu tętnicy wieńcowej w miejscu  jej krytycznego zwężenia, co prawie natychmiast poprawia komfort i redukuje objawy bólowe. W razie potrzeby w tętnicy  implantuje się tzw. stent  , metalową konstrukcję w kształcie ażurowej rurki , swego rodzaju rusztowanie którego zadaniem jest utrzymywanie ścian naczynia w stanie zapewniającym swobodny przepływ krwi.

  Pacjent  opuszcza szpital po  kilku dniach, często w poczuciu rozwiązanego problemu, uspokojony wynikami badań  świadczącymi o drożności tętnic wieńcowych, pozwalającej na prowadzenie normalnego trybu życia. Jeśli nawet rozpoznanie stanu przedzawałowego zrobiło na chorym wrażenie, to w omawianej rzeczywistości nie ma czasu przywyknąć do tej diagnozy, zatrzymać się, zastanowić  nad sobą i nad stanem  zdrowia, przyjrzeć się  swojemu sercu przez pryzmat uczuć, emocji, wejść w rolę chorego – bo właśnie dowiaduje się, że wyzdrowiał, w ciągu niespełna pół godziny ryzyko zawału zostało zażegnane i oto z osoby w stanie przedzawałowym przeobraził się w osobę zdrową. Cała procedura przybiera charakter groteskowy – przypominając usuwanie zęba lub inny banalny zabieg a choroba w konsekwencji zostaje odarta z waloru korektywnego doświadczenia.

Nawet jeśli chory zreflektował swoją sytuację zdrowotną, zrobił szybki rachunek sumienia, dotyczący trybu życia i podejmowanych zadań oraz presji czasu  pod jaką stale żyje i postanowił wprowadzić zmiany, to poinformowany o wycofaniu się stanu ostrego, wraca do swoich  zajęć i szybko zapomina o całej sprawie. Pomagają mu w tym niezwykle skutecznie działające mechanizmy zaprzeczenia i wyparcia a cały  proces   kieruje pacjenta w stronę kolejnego incydentu chorobowego usypiając czujność i dając złudzenie załatwionego problemu

Dalszym efektem omawianych zmian jest stopniowy deficyt zaufania pacjenta do lekarza, dysponującego jedynie stetoskopem  i ciśnieniomierzem nawet jeśli jest on uśmiechnięty i życzliwy  gdy do wyboru ma specjalistę obserwującego fragmenty  jego ciała na ekranie komputera lub innego urządzenia o migających lampkach. W konsekwencji upada stopniowo klasyczna medycyna oparta w zakresie diagnostyki na zebraniu wywiadu  lekarskiego i coraz częściej  kardiolodzy otrzymują skierowanie o treści:” proszę o diagnostykę”  u pacjenta  u którego , po dwóch minutach rozmowy ujawnia się brak przesłanek do rozpoznania jakiejkolwiek choroby serca. Skoro jednak sam pacjent domaga się wykonania nowoczesnych badań, które  wiodą nie do rozpoznania lecz często na manowce diagnostyczne a co gorsza często terapeutyczne.(teoria Bayesa) .Mnożą się zatem niecelowe badania kontrolne a pacjent na pytanie co mu dolega odpowiada niejednokrotnie ;”… ja już chodzę do kardiologa  od 3 lat….”

Z drugiej strony rośnie ilość pacjentów , u których wykonano już liczne interwencje i brak jest szans na kolejne zabiegi. Niestety wielu specjalistów określa tę grupę chorych okrutnym w swojej bezwzględności terminem no option patient (pacjent  bez opcji) a przecież większość tych chorych wymaga pieczołowitej opieki doświadczonego lekarza, choćby nawet dysponował tylko słuchawką i ciśnieniomierzem , a wszyscy troski i opieki. Niestety przemiany społeczne powodują, że ci ludzie bez opcji stają się jednocześnie zbędni dla społeczeństwa  oraz instytucji ubezpieczeniowych., bo „pacjent bez opcji” oznacza tym samym nieopłacalny.

    Z takim właśnie pacjentem bez opcji rozpoczęłam  2 lata temu współpracę terapeutyczną, która trwa do dziś. Pacjent po dwóch zawałach, kilku koronarografiach, z 3 by passami założonymi po I zawale i 6 stentami wieńcowymi. Jest to zdecydowanie rekordowa ilość zabiegów i interwencji kardiologicznych z jaką spotkałam się u jednej osoby, Pan S. lat 56 , żonaty, ojciec dorosłej córki, dyrektor elektrociepłowni, co ma znaczenie w przebiegu psychoterapii i podjętych procedur. W historii choroby  I zawał przebyty 10 lat temu, wówczas założono 3 by passy i  wszczepiono 3 stenty wieńcowe. Pacjent poczuł się wyprowadzony z problemu choroby i nie zajmował się tematem  przez 3 lata poza okresowymi badaniami w poradni kardiologicznej. Po upływie 3 lat,  z powodu ponownych dolegliwości bólowych wszczepiono kolejny stent. Pan S.i tym razem wrócił do trybu życia sprzed choroby tj. kierowniczego stanowiska,  sporej ilości alkoholu, błędów dietetycznych, braku ruchu. W efekcie 8 lat po I zawale został przyjęty do Śląskiego Ośrodka Kardiologii  z powodu II zawału serca. Zdecydowano się  na  wszczepienie w trybie pilnym kolejnych dwóch stentów. Wtedy pacjent doświadczył głębokiego poczucia  zagrożenia życia  i w krótkim czasie dokonał przewartościowania priorytetów, podejmując decyzję uczynienia wszystkiego co jest możliwe w celu ratowania życia. Po opuszczeniu szpitala zgłosił się do mojego gabinetu ,kierując się sugestia lekarza prowadzącego.

W tym etapie rozpoczęłam współpracę z panem, S. Pacjent reprezentował charakterystyczny dla aleksytymika sposób wypowiadania się, zatem o emocjach i uczuciach nie mówił nic. Nie dzielił się przemyśleniami, refleksjami osobistymi. Nie wypowiadał się na temat relacji rodzinnych. O pożyciu z żoną mówił, że jest udane. Jedynym podejmowanym tematem były naczynia wieńcowe, leki, wyniki badań. Cytował wypowiedzi lekarzy, podkreślał przy tym, że uważa siebie za racjonalnego optymistę. Określenie to pojawiało się czasem zamiennie z racjonalnym pesymistą.

Celem terapii było poradzenie sobie z emocjami i akceptacja skutków choroby i procesu leczenia. Skarżył się jedynie na okresową bezsenność i zmęczenie z tym związane. Zaprzeczał lękowi, mówił raczej o zmartwieniu.

Na początku terapii pan S. odczuwał arytmię serca w formie skurczów dodatkowych oraz niestabilnego ciśnienia tętniczego krwi. Na podstawie obserwacji i wywiadu uznałam, że pacjent doświadcza silnego lęku  w wyniku poczucia zagrożenia życia.

W początkowej fazie psychoterapii  zastosowałam procedury transowe, zmierzające do przywrócenia u pacjenta przynajmniej 1% poczucia sprawstwa. Uznałam, że jest to najpilniejsza sprawa na tym etapie. Pacjent w transie wizualizował swoje naczynia wieńcowe, prowadził prace remontowe, czyścił, uzupełniał, wygładzał, szlifował, zaklejał, polerował, obserwował przepływ krwi w różnych miejscach. Z uwagi na wzrokową reprezentacje wiodącą, z łatwością kreował obrazy ścian naczyń. Ta technika szybko przyniosła efekty w postaci poczucia ulgi. Pacjent uznał, że czuje się bezpieczniej, znacznie spokojniejszy a przede wszystkim ma poczucie wpływu na to co wewnątrz.

Niezależnie od  transów rozmawialiśmy coraz częściej na tematy „neutralne”. Pan S. chętnie opisywał  szczegóły kierowania elektrociepłownią, jej strukturę administracyjną oraz sieć instalacji, kotły, rury. Opisywał remonty  tych urządzeń. Techniczny język i retoryka były uzupełnieniem transów. Uznałam to za zaproszenie do pracy z metaforą i okazję do spożytkowania zasobów pacjenta. spotykając się w modelu świata  pana S. prowadziłam z nim rozmowy na temat  technicznych niuansów budowy rury, instalacji grzewczej, kotła, pompy. Szczególne miejsce zajmował temat naprawy tych konstrukcji.

W sesjach transu hipnotycznego z biegiem czasu tematyka techniczno-remontowa zaczęła wycofywać się na rzecz obrazów przyrody, pojawiały się kojące obrazy przestrzenne, jeziora, rzeki. lasy. Nadal  temat ciepła, temperatury, ;pary wodnej pojawiał się  w jego wypowiedziach. Pan S. wchodząc do  gabinetu zwykle zaczyna rozmowę od aktualnej temperatury na zewnątrz. następnie przechodzi do spraw związanych ze zdrowiem,  w dalszej kolejności mówi o pracy.

Stan kardiologiczny pacjenta po pół roku  współpracy wyrównał się, wycofała się arytmia, ustabilizowało  ciśnienie krwi. Pan S. codziennie pokonuje kilkadziesiąt kilometrów  rowerem, ściśle przestrzega diety, całkowicie  podporządkował tryb życia   trosce o zdrowie.W swoich planach nie wybiega dalej niż 3 miesiące  w przyszłość. Delektuje się każdym dniem i zdaje się być coraz bardziej pogodzony ze swoja sytuacja zdrowotną, życiową z losem. Zdaje się być w coraz pogodniejszym nastroju. Akceptuje sytuację, wciąż uczy się żyć z 6 stentami i 3 by passami i jak na razie okazuje się to możliwe.

Pan S. nadal nie wypowiada się osobiście, jego wypowiedzi w dalszym ciągu maja charakter wykładów, prelekcji. Szczegółowo wyjaśnia mechanizmy działania różnych urządzeń cieplnych, opisuje trudności wynikające z kierowania ciepłownią stojąca na skraju upadłości. Ja słucham uważnie, parafrazuję, odzwierciedlam, spotykam się z nim w jego modelu świata i coraz częściej mam poczucie, ze mimo, iż rozmawiamy o sprawach związanych ze światem techniki i mechaniki to nasza rozmowa tak naprawdę dotyczy miłości.

Kończąc chcę powiedzieć, że Serce to ważny narząd. Ta potężna aparatura w nas w szczególny sposób jest zaangażowana w służbie życia. Na poziomie symbolicznym zaś ten pracowity mięsień jest zaangażowany w służbie miłości.

Referat wygłoszony na konferencji ”Psychoterapia zaburzeń psychosomatycznych i somatopodobnych”  29.05.2009 w Poznaniu.

Anna Winnicka        

  

Zastosowanie terapii Miltona Ericksona w psychosomatyce
By in

Zastosowanie terapii Miltona Ericksona w psychosomatyce

Terapię osób chorych somatycznie, która do niedawna wzorowała się na modelu medycznym, łączy się dzisiaj z możliwością nowego, szerokiego, humanistycznego spojrzenia na człowieka, jego rozwój i chorobę, opartego na założeniu, ze tkwią w nas  zdolności do  radzenia sobie  z poważnymi wyzwaniami życiowymi dotyczącymi zarówno naszego zdrowia jak i funkcjonowania na co dzień. Tak zwana psychoterapia podtrzymująca stosowana wobec osób chorych somatycznie traci rację bytu, sprowadzenie bowiem pomocy do dobrego słowa i podtrzymujących rad rad wynika z nieświadomości roli choroby w procesie życia człowieka, z milczącego założenia że wszelkie cierpienie i ból to zło, którego należy się prędko pozbyć.Terapeuta nie bacząc na głębsze tło zaburzeń przyjmował metody pracy lekarza i zalecał  unikanie, ograniczanie szkodliwych zachowań oraz podnosił na duchu w kwestii rokowań i tempa zdrowienia, swoja postawą demonstrując często własne obawy wobec schorzenia pacjenta. Aż dziwi tak częste niedocenianie choroby i jej roli w życiu człowieka oraz brak zaufania do tzw. wewnętrznej mądrości i komunikacji między psychiką a ciałem. Ciało w swej mądrości poprzez chorobę komunikuje zwykle o ważnych niezrealizowanych potrzebach lub wypartych uczuciach.

Aktualne przeobrażenia w myśleniu o zdrowiu i chorobie zobowiązują fachowców  do bardziej wnikliwego spojrzenia na ten złożony proces lub indywidualnego spojrzenia i kontekstualizacji.

Wiedząc, że komunikacja między psychiką a ciałem oraz uzdrawianie to rzeczywiście istniejące procesy które ,można obserwować i mierzyć stajemy przed pytaniem jak nauczyć osobę chorą wykorzystywania tych naturalnych procesów w celu polepszenia jej stanu emocjonalnego i fizycznego. A ponieważ procesy komunikacji między psychiką a ciałem zachodzą zwykle autonomicznie, na poziomie nieświadomym i maja własną symbolikę, często wymykającą się logicznemu rozumowaniu- wymagają wzniesienia się nad proste związki przyczynowo-skutkowe  i ujrzenia wielowarstwowej materii procesów świadomych, nieświadomych i cielesnych. Odwoływać się można do niej poprzez  specyficzny metamodel językowy, uwzględniający wieloznaczności, zawierający tak powierzchniową strukturę języka jak i głęboką , odzwierciedlającą głębokie wzorce odczuwania i myślenia. Terapeuta w tym modelu spotyka się z pacjentem wewnątrz jego ram odniesienia  a wielopoziomowa komunikacja terapeutyczna zostaje zindywidualizowana w celu wydobycia, rozwinięcia, połączenia i wykorzystania zasobów pacjenta.

Twórcą wielopoziomowej komunikacji ter. Oraz mistrzem i nauczycielem rzeszy terapeutów był. M. Erickson, autor pozytywnej terapii, nastawionej na przyszłość i postrzegającej każdą osobę jako niepowtarzalną , mającą unikalne wzorce uczenia się, wchodzenia w relacje z innymi. Doniosłość tej terapii wyraża się w pozytywnym poglądzie na naturę ludzką.proces terapeutyczny zaś nie polega na leczeniu, jest raczej pomaganiem ludziom w uwalnianiu się z ograniczeń. Nieświadomość traktowana jest  jako coś pozytywnego, jako magazyn zasobów doświadczeń, obszar potencjalnej współpracy. M.Erickson wiedział, że komunikacja międzyludzka przebiega równocześnie i równolegle na poziomie świadomym i nieświadomym i potrafił świadomie porozumiewać się z nieświadomością rozmówcy. Stosując metamodel językowy potrafił w krótkim czasie , prostymi interwencjami uruchomić niezbędne zasoby wspierające ludzi w cierpieniu ale i wykorzystać symbolikę objawu choroby do poznania nieświadomych potrzeb i uczuć. Sam doświadczający potwornych dolegliwości fizycznych z powodu polio twierdził, że choroba ta była dla niego najlepszym nauczycielem ludzkiego zachowania. Terapia ericksonowska jest terapią przez zabawę. Jak dobry rodzic zachęcał do odkrywania samego siebie. Terapeuta ericks uprzejmie dyskutuje o dolegliwościach fizycznych  jednocześnie rozsiewając w rozmowie wielopoziomowe komunikaty i stawiając zadania, które stworzą kontekst umożliwiający tej osobie dotarcie do ukrytych możliwości. Idea spożytkowania każdego zachowania nawet oporu może być zaakceptowana i wykorzystana terapeutycznie.

W swej pracy chorobę i jej symptom uznaję za użyteczne gdyż na wzór sygnalizacyjnej lampki kontrolnej informują, że coś jest nie w porządku. Sprzyja to przyjmowaniu przez chorego odpowiedzialności za wpływanie na stan swojego zdrowia. Oraz pozwala mu zrozumieć zależność między utratą kontaktu z własnymi emocjami, zaprzeczaniem istotnym potrzebom a rozwojem somatycznych zaburzeń.Ciało ponownie staje się zródłem przyjemności i wygody. Sam fakt pytania chorego o zasoby, czyli zainteresowania, talenty, doświadczenia, pasje ma terapeutyczny wpływ kontrastuje bowiem z modelem medycznym owiniętym wokół wszelkich niedomagań. Chory przestawia swoje myślenie na nowe tory  szukając źródeł swojej siły. Mówi do uważnego dostrojonego słuchacza, który wzmacnia to co słyszy przez powtarzanie  i akcentowanie mocnych stron oraz pozytywnie przeformułowuje  negatywne doświadczenia chorego.   Czuje się rozumiemy, akceptowany  i zainspirowany możliwością poruszania twórczych tematów. Jego nieświadomość powoli uczy się ,że również dyskomfort  może być źródłem siły i satysfakcji a każda niedomoga jeśli na to pozwoli, stanie się drogowskazem w samorozwoju

Anna Winnicka        

  

Warunkiem zdrowia jest stan homeostazy
By in

Warunkiem zdrowia jest stan homeostazy

Powszechnie wiadomo, że warunkiem zdrowia jest stan homeostazy, równowagi, harmonii. Oznacza to możliwość przepływu komunikacji, energii między świadomością i nieświadomością, między umysłem  i  ciałem. Zaburzona komunikacja może być spowodowana blokadą przepływu informacji, na którą składają się dwa rodzaje zjawisk. Utknięcie – uwięzienie – fiksacja oraz odcięcie, wykluczenie, dysocjacja.

Utknięcie jest dla mnie rodzajem stagnacji w ciele, w myśleniu, uczuciach i może stanowić przyczynę chorób somatycznych lub emocjonalnych. Przyczyną utknięcia  są najczęściej ograniczające założenia, niezaspokojone potrzeby, bolesne uczucia. To jakby część osobowości, która pozostała we wcześniejszym stanie rozwoju i trwa w tej formie latami, podczas gdy pozostałe części  osobowości osiągają dojrzałość adekwatną do wieku biologicznego. Stan ten jest niezwykle kosztowny energetycznie.

To samo dotyczy odcięcia, wykluczenia nieakceptowanej części siebie lub całego konfliktu. Utrzymywanie tego obszaru w izolacji jest równie jak fiksacja kosztowne energetycznie i może prowadzić do chorób. Treści zdysocjowane wydają się być ulokowane na jeszcze głębszym poziomie nieświadomości dlatego też trudno je zaobserwować z zewnątrz. Są to zazwyczaj zapisy  bolesnych doświadczeń, głównie związanych z lękiem, smutkiem, gniewem. Obszary te nie pozostają w niezmienionym stanie tylko są czymś w rodzaju pojemnika, który latami pęcznieje i rozrasta się.

Objaw somatyczny w tym kontekście jawi się cennym komunikatem, niestety najczęściej interpretowanym jako szkodliwy proces uniemożliwiający normalne funkcjonowanie. Często też wartościowy, symboliczny  przekaz w nim zawarty uchodzi uwadze tak pacjenta jak osób leczących, które traktują objaw w kategoriach deficytu lub patologii.

Tymczasem objaw jest szansą na zmianę. Mając taką misję do spełnienia musi być dolegliwy by skłonić osobę chorą do zajęcia się swoimi potrzebami ( wypoczynkiem, relaksem, samorealizacją, bezpieczeństwem). Stopień dolegliwości jest wprost proporcjonalny do natężenia nieświadomej potrzeby zmiany i do „ślepoty „ i „głuchoty” na dotychczasowe, subtelniejsze sygnały.

Choroba bowiem moim zdaniem jest metaforą, symbolem uczuć, potrzeb etc. i wypowiada się w języku symbolicznym. Wystarczy posłuchać relacji pacjenta na temat objawów i samopoczucia. Chociaż opisuje zjawiska somatyczne,  na poziomie metakomunikacji mówi o obszarze cienia w którym od lat tkwią jego potrzeby, uczucia. Ciało to jakby ekran.

Terapia zaczyna się w chwili przełożenia języka somatycznego na metaforyczny i zawarcia w nim sugestii zmiany. Chodzi o odczytanie tego specyficznego szyfru, odkodowanie wspomnianego przekazu i spożytkowanie go w interwencji terapeutycznej. Pacjent zwykle jest wdzięczny za pracę na tym poziomie, ponieważ sam go nieświadomie wybrał. Prowadzenie  w kierunku homeostazy, równowagi, balansu – odbywa się często przy hipnotycznie zaangażowanej uwadze pacjenta, który utknął lub jest zdysocjowany. Objaw jest zatem syreną alarmową, która zgłasza stan nierównowagi. W razie jej zignorowania ,jej sygnał staje się intensywniejszy do ostatecznego włącznie.

Opracowanie Anna Winnicka

                    

Przemyślenia wakacyjne
By in

Przemyślenia wakacyjne

Rozpoczęły się wakacje, co skłoniło mnie do podzielenia się paroma refleksjami. Pierwsza to fakt, że minęło 10 lat odkąd w Śląskim Centrum Psychosomatyki poprowadziłam  pierwszy warsztat ustawień rodzinnych. To sporo czasu. Doświadczenia płynące z tej pracy z perspektywy  lat pozwalają myśleć, że metoda ta pomogła i wzbogaciła życie mojej rodziny, rodzin moich kolegów z branży i uczestników warsztatów, którzy niejednokrotnie wracają kolejny raz, potwierdzając przydatność tego co robimy.

Przez cały ten czas, nurtowały mnie pytania dotyczące skuteczności tej metody i jej ograniczeń czy jej kontrowersyjnych stron szeroko dyskutowanych i powszechnie znanych. Otóż nie wchodząc w głęboką analizę zjawiska jakim są ustawienia rodzinne, dla mnie bezcenny jest aspekt docierania do uwikłań i odbarczania z niepisanych ale bardzo głęboko siedzących w nas umów lojalnościowych. Pracując 10 lat w tzw. „polu”dowiedziałam się jak mocne i wiążące bywają to siły, trzymające i blokujące osobisty rozwój. Jak ciężka potrafi być materia rodzinna, która skądinąd stanowi  o naszej najgłębszej istocie. Fascynujące jest zjawisko poczucia winy wobec tych, którym nie wyszło, nie udało się czy mieli trudności, jeśli ja odniosę sukces. Za każdym razem zdumiewa mnie konsekwencja i prostota tej dynamiki, przy całej złożoności zagadnienia. Krótko mówiąc nawet jeśli moja wewnętrzna aktywność, turbiny mojego talentu pracowały na pełnych obrotach i tak statek nie popłynie, lub będzie poruszał się w wolnym tempie jeśli czuję się efektywniejsza od  moich bliskich w tych znaczących dla nich obszarach, jeśli czuję, że im działa się z tego tytułu krzywda.

Przykłady można mnożyć i podzielić na sferę zawodową, osobistą, zdrowia, finansów. Szczególnie newralgicznym obszarem aktywizowania  się lojalności rodzinnej jest praca, zawód, biznes, miłość. Z  tego zaś jeszcze większe znaczenie mają działania społecznie nobilitujące np. twórczość, biznes, polityka, praca naukowa.

Talenty twórcze płyną w rodzinie przez pokolenia, podczas tej wędrówki  jednym udaje się załapać na statek sukcesu innym nie. Jeśli jestem potomkiem kilku pokoleń frustratów to siła motywacji i woli rozwoju  kumuluje się we mnie i daje napęd do zmiany losu, robię nadzwyczajne rzeczy, zdobywam szczyt  i co się dzieje dalej?

Daniel Kahneman  w  pozycji Pułapki myślenia” (o myśleniu szybkim i wolnym) mówi o zjawisku powrotu do średniej, które napotykamy na każdym kroku  i tłumaczy je uniwersalnym prawem, nie dającym się wyjaśnić w sposób przyczynowo-skutkowy.

Doświadczenie pracy z systemami rodzinnymi pozwalają sądzić jednak, że przychodzi moment nieznośnej konfrontacji z prawdą, poczuciem nielojalności, bycia nie fair. Najbardziej nieznośna konfrontacja odbywa się na poziomie głębszym niż myśl, tym bardziej jesteśmy wobec niej bezbronni. I wtedy rusza dramatyczna karuzela sukceso-winy. No bo przecież bliscy pracujący na naszą obecną pozycję też jej pragnęli, chcieli realizować się na scenie, malować porcelanę czy śpiewać w operze, marzyli o dynamicznej produkcji czy handlu. Nierzadko życie upłynęło im na wysiłku i rozczarowaniach. Moja babcia nigdy nie pomalowała filiżanki w drobne niezapominajki, choć to był jej wielki dar i marzenie. Nie mogła, nie dostała się do szkoły we Wrocławiu, nie uzyskała tego… czego  pragnęła. Jednak jej talent i miłość do sztuki w procesie transformacji przeszedł dalej i obudził się 3 pokolenia później na teatralnej scenie, można powiedzieć nie poszedł na marne…

Dzisiejszy sukces musi wyrazić głęboki szacunek wobec minionej porażki czy niepowodzenia. Dzisiejsza wygrana  ma pokłonić się przed minionym trudem i ograniczeniami w drodze do celu. To jest fundamentalny gest, ruch i rytuał potrzebny nam dla odzyskania spokoju, harmonii i stabilności  w dążeniu do swojego miejsca. To miejsce to obszar w którym dobrze by znaleźli się ci, którzy przetarli szlaki, bez ich wysiłku nie byłoby tego co teraz, pochylenie głowy w akcie pokory i uznania dla nich otwiera kolejne przestrzenie czego życzę Wam i sobie podczas wakacyjnych przemysleń patrząc na góry.

Zapraszam przy okazji  do zapoznania się z naszą nową, bogatszą ofertą warsztatową  . Myślę,  że znajdziecie Państwo sporo ciekawych propozycji , które będą kolejnym krokiem w Waszej wędrówce do swojego miejsca.  

Pięknych, niezapomnianych wakacji, wypoczynku.

Anna Winnicka        

Daniel Kahneman, „Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym.” Media Rodzina. Poznań 2013.   

Psychoterapia
By in

Psychoterapia

Pojęcie „ psychoterapia” wywodzi się z dwóch greckich określeń psyche(dusza) i therapein (leczyć). Wśród psychoterapeutów pojęcie to jest ujmowane jako specjalistyczna metoda leczenia, w której wykorzystywana jest wiedza teoretyczna i umiejętności w procesie niesienia pomocy osobom z objawami neurotycznymi (lękowymi, depresyjnymi), zaburzeniami osobowości i psychosomatycznymi  – innymi słowy – z zaburzeniami psychogennymi a także takimi, które mają konsekwencje psychologiczne. W psychoterapii związek jaki powstaje między terapeutą a pacjentem jest podstawowym środkiem leczenia. Najczęstszym celem psychoterapii jest rozwój osobowości, zdrowie psychiczne oraz  redukcja chorobowych objawów pacjenta. W Polsce psychoterapia jest prowadzona najczęściej przez psychologów. Reprezentanci tego zawodu stanowią większość członków Naukowej Sekcji Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, a członkami Sekcji Psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego są nieliczni tylko lekarze psychiatrzy. (L.Grzesiuk 2005)

Psychoterapia polega na pomaganiu pacjentom w tym by sami lepiej pomagali sobie w radzeniu z własnym życiem (J.Mellibruda 2003). Jest to  stopniowo przebiegający proces, podczas którego terapeuta próbuje możliwie najpełniej poznać pacjenta. Pomoc terapeutyczna polega wówczas na umożliwieniu doświadczenia bliskiej relacji pacjenta z terapeutą. Niektórzy boją się bliskości, bo są przekonani, że mają w sobie coś nie do zaakceptowania, coś odrzucającego i niewybaczalnego. Przy takim założeniu, fakt, że się w pełni odsłoniło przed innym człowiekiem i mimo to zostało zaakceptowanym, może być potężnym narzędziem pomocy terapeutycznej. Terapeuta jest często jedynym widzem, który ma okazję obejrzeć wielkie dramaty czy akty odwagi. Być może pacjent zwierza się też innym osobom, żadna z nich jednak nie potrafi tak jak terapeuta docenić w pełni wysiłku i doniosłości  jego czynów. Pacjenci wiele zyskują dzięki samemu tylko doświadczeniu, że ktoś widzi ich w całości i w pełni rozumie. Zjawisko to nosi nazwę empatii i stanowi cenny trening umiejętności społecznych. Tak więc psychoterapeuta jest zobowiązany  do zbudowania z pacjentem relacji opartej na autentyczności, bezwarunkowym szacunku  i spontaniczności. Nalega by pacjent z każdą sesją coraz głębiej badał najważniejsze kwestie. W swym najgłębszym nurcie terapia powinna płynąć spontanicznie, podążając zawsze nieoczekiwanymi nurtami nieznanego koryta rzeki. Groteskowo ją zniekształca próba upchnięcia w formułę, która ma umożliwić niedoświadczonym terapeutom przeprowadzenie ujednoliconego cyklu terapii

Pacjent musi się dowiedzieć od terapeuty, że ich wspólnym i najważniejszym zadaniem jest zbudowanie relacji, która sama stanie się czynnikiem zmiany. Terapeuta musi być gotów pójść wszędzie dokądkolwiek chce pójść pacjent, zrobić wszystko co  konieczne dla ciągłego budowania zaufania i bezpieczeństwa w ich relacji. Terapeuta  powinien znać własną ciemną stronę i umieć z empatią podchodzić do ludzkich pragnień. Doświadczenie własnej terapii pozwala przeżyć wiele aspektów procesu terapeutycznego z pozycji pacjenta.

Większość osób poszukujących terapii ma  podstawowe problemy w relacjach z ludźmi. Często nie udaje im się stworzyć i utrzymać trwałych zadowalających relacji interpersonalnych. Psychoterapia ma na celu usuwanie przeszkód na drodze do zadowalających relacji.

Jednym z pierwszych kroków jest zidentyfikowanie problemów interpersonalnych pacjenta. Terapeuta powinien  uważnie słuchać i bacznie obserwować Każda pełna codziennych drobiazgów godzina terapii jest skarbnicą danych.   

Bardzo ważne jest przygotowanie do terapii indywidualnej. Podczas pierwszej rozmowy warto omówić ważne zasady, mówi się o dyskrecji ,konieczności pełnego odsłaniania się, potrzebie cierpliwości. Odsłanianie siebie jest zasadniczym elementem psychoterapii. Pacjent, który nie odsłoni swojego wnętrza, nie odniesie korzyści z psychoterapii. Cokolwiek czynimy w psychoterapii- tworzymy  bezpieczne środowisko, ustalamy relacje oparte na zaufaniu, badamy fantazje i marzenia- wszystko służy zachęcie do ujawniania siebie.

Gdy pacjent skacze na głęboką wodę, otwiera nowe możliwości i ujawnia coś nowego, coś o czym szczególnie trudno mu rozmawiać – co może wprawić go w zakłopotanie, wstyd – warto dbać by zajął się tyleż treścią, co procesem rozmowy. Innymi słowy w jakimś momencie często po gruntownym przedyskutowaniu treści warto, przenieść uwagę na sam akt odsłonięcia się. Najpierw odnieść się do tego bardzo delikatnie  i powiedzieć co terapeuta czuje w związku z tym, że pacjent był gotów mu zaufać. Później przejść do pytania, dlaczego właśnie  teraz zdecydował się podzielić z terapeutą

Dopóki pacjenci trwają w przekonaniu, że ich podstawowe problemy wynikają z czegoś nad czym nie mają kontroli –  z działania innych ludzi, słabych nerwów, niesprawiedliwości społecznej, genów etc. – terapeuci mają ograniczone pole możliwości pomocy. Mogą współczuć, sugerować bardziej adaptacyjne metody reagowania na ataki ze strony otoczenia. Mogą pomagać pacjentom osiągać spokój lub uczyć ich skuteczniej zmieniać warunki życia.

Jeśli jednak mamy nadzieję na bardziej znaczącą zmianę terapeutyczną,  trzeba zachęcać pacjentów by podjęli odpowiedzialność – to znaczy, by uznali swój udział we własnym cierpieniu. Nie wszyscy pacjenci są gotowi podjąć odpowiedzialność. Niektórzy szybko zaczynają rozumieć swoją rolę we własnym dyskomforcie, dla innych podjęcie odpowiedzialności stanowi taką trudność, że staje się zasadniczym elementem terapii a gdy już ten krok zostanie zrobiony, zmiana terapeutyczna może nastąpić niemal automatycznie i bez wysiłku. Zatem podjęcie odpowiedzialności to zasadniczy krok w terapii. Gdy już pacjent uzna swój udział w tworzeniu własnego trudnego położenia, zdaje sobie również sprawę, że on i jedynie on ma moc, by sytuację zmienić. Kiedy pacjent spogląda  wstecz na własne życie i bierze odpowiedzialność za to co sobie zrobił, może odczuć wielki żal. Terapeuta musi ten żal przewidzieć i próbować go przeformułować. Tak aby pacjent mógł spojrzeć w przyszłość i wyobraził sobie siebie za parę lat i rozważył jak ma żyć teraz, by za parę lat gdy znów spojrzy za siebie nie zalała go ponownie fala  żalu.

Opracowanie Anna Winnicka

w tekście wykorzystano obszerne fragmenty  pozycji   „Dar terapii”  Irvina D. Yaloma, IPZ, Warszawa 2003 oraz  pozycji” Psychoterapia, Teoria” pod red. L.Grzesiuk, Wyd. Psych. i Kult. Warszawa2005.