Ciało i psychika tworzą jedność
By in

Ciało i psychika tworzą jedność

 

Ciało i psychika tworzą jedność. Dlatego  choroba jest  czymś więcej niż tylko symptomem, który nam dokucza. Wskazuje na związki, które utraciliśmy na wyparte lub zatamowane obszary w nas. Wyleczenie oznacza przywrócenie wewnętrznego porządku  i harmonii, prowadzące do wycofania się objawów.

W każdej osobie istnieją uzdrawiające siły, stanowiące jej naturalne zasoby . Nasze ciało nie jest nieświadomą maszyną, którą można po prostu zreperować usuwając lub wymieniając części. Nie jest konglomeratem molekuł, jest raczej procesem. Istnieje cała dziedzina zwana psychoneuroimmunologią, która bada te zależności. Bada wpływ uczuć na układ odpornościowy , sprawdzając na ile nasza świadomość, nasze myśli wpływają na fizyczne ciało i odwrotnie oraz to czy świadomość może się materializować?

Choroba i zdrowie są bardzo subtelnymi stanami. Wyleczenie ciała wydaje się skutkiem wewnętrznego uzdrowienia.  Większy spokój i wewnętrzny ład działa uzdrawiająco. Potrafi w tym pomóc psychoterapia. Ale dopiero przekroczenie granic ego pozwala rozpoznać nasze uwarunkowania i czyni nas gotowymi do procesu głębokiego  rozwoju. Ważną rolę w procesie choroby i leczenia odgrywa sfera  duchowości .(W duchowości chodzi o  drogę do transpersonalnej przestrzeni świadomości.) Gdy człowiek zaniedba swoją duchową część, popada tak samo w nierównowagę, jak zaniedbując obszar fizyczny. Wówczas nie tylko ciało jest chore lecz cała osoba, nawet jeśli choroba zdaje się ujawniać tylko w ciele.

Choroba nie jest porażką. Niektórzy walczą ze swoją chorobą uważając ją za karę. Myślą czasem nawet ,że zasłużyli na swoją chorobę. Utożsamiają ją z bólem i karą. Choroba nigdy nie jest karą – natomiast prowadzi człowieka do kryzysu.

Pojecie „kryzysu” pochodzi z greki i oznacza m.in. rozcięcie, rozstrzygnięcie i wybór. Choroby prowadzą nas do sytuacji granicznych. Powstaje fundamentalna niepewność. Pojawia się pytanie czy potrafimy ujrzeć w  tej niepewności  krok ku czemuś nowemu.

Niektórzy ludzie nie chcą być wcale wyleczeni. Ktoś kto narzeka na przewlekłe bóle żołądka np. nie dostrzega związku bólu z emocjonalnymi gratyfikacjami jakie z niego płyną. Brakuje zaufania w głębszy sens objawów który leży w przestrzeni interpersonalnej. Bywa, że dzięki chorobie możemy się poczuć wyjątkowi i wyróżnieni a nawet ważni. Dostajemy uwagę, miłość. Gdy nie radzimy sobie z obowiązkami choroba staje się honorowym wyjściem, pozwalającym nie spełnić własnych oczekiwań lub wymagań jakie stawiają inni Gdy choremu  zaświta bardziej pojemny obraz siebie, znikną symptomy, zmienia się jego widzenie choroby. Nie zwalczamy symptomów lecz pytamy o przyczynę. Zdrowieje się przez zintegrowanie tego, czego nam brakuje. Dlatego trzeba przyjąć to co zostało odrzucone i na powrót zintegrować.

Choroba prowadzi nas do tego, czego nie przezywamy, co wykluczyliśmy, czego nie chcemy przyjąć do wiadomości. Prowadzi nas do naszego cienia. Choroba może być próbą samouzdrowienia, ponieważ może nas chronić przed ostatecznym załamaniem, które wystąpiłoby, gdybyśmy się zamknęli konsekwentnie na głębiej leżący proces życia.

Jednym ze sposobów pracy z bólem jest  wejście w ból, zamiast go zwalczać Ból stanie się przedmiotem uważności. Odprężamy  się wchodząc w ból. Obchodzimy się z bólem pozytywnie i z szacunkiem.

Terapeuci ericksonowscy porównują ból do okna i proponują aby patrzeć przez ból jak przez okno. Również rytuały mogą wywierać głębokie psychiczne działanie. Zamknięcie czegoś w rytuale, zwrócenie się ku nowemu  lub osiągnięcie pojednania otrzymało we współczesnej psychoterapii znów ważne miejsce. Szczególnie cenny wydaje się warsztat terapii M. Ericksona, który stwarza solidne rzemiosło pracy z obszarem  nieświadomości osoby chorej, z intuicją. Metafory, symbole,  wielopoziomowe komunikaty, sugestie podawane  nie wprost , trans hipnotyczny przyrównać można do tańca Procedury te omijają opór który wysuwa się na pierwszy plan w terapii zaburzeń psychosomatycznych . Stąd zachęcanie chorego do rozmowy o uczuciach jawi się rodzajem błędu przynajmniej  na początku terapii i grozi utratą zaufania z jego strony. . Chory nie po to somatyzuje żeby z  psychologiem  otwarcie rozmawiać o uczuciach. Jego ciało wypowiada się w tej kwestii  i czujny terapeuta potrafi to spożytkować. Milton Erickson podkreślał terapeutyczną rolę przestrzeni między słowami. Chodzi o szacunek dla oporu i dla wszystkiego co się dzieje w czasie spotkania. Terapeuta stwarza przestrzeń w której może pojawić się wszystko.

Psychoterapia oznacza powrót do stanu w którym jesteśmy całością, zebranie w jedno wszystkich „ja”, o których już zapomnieliśmy i wszystkich naszych głosów które uległy rozproszeniu, a także uznanie za immanentną część naszej osobowości,  różnych jej aspektów dotąd ukrywanych lub zaprzeczonych.

Gdy zaakceptujemy ciemną stronę naszej osobowości osiągamy dostęp do naszego potencjału. Chodzi o to by nawiązać kontakt ze wszystkimi aspektami własnego „ja”, nie tylko z tymi które akceptujemy lub identyfikujemy się. Aby tego dokonać trzeba wycofać osąd , krytykę, postrzegając wszystkie aspekty naszej osobowości takimi jakie są. Bez tłumienia uczuć czy zaprzeczania im. Gdy przyjmiemy wszystkie aspekty siebie zyskujemy siłę. Zyskuje nasze ciało. Każda część nas potrzebuje szacunku i przynależności. Dzięki nim jesteśmy całością – mamy poczucie łączności ze światem wewnętrznym i zewnętrznym.

Sidra i Hall Stone`wie  opracowali spójną koncepcję  osobowości złożonej z wielu różnych „ja”  i zaproponowali ciekawą metodę terapii tzw. dialogiem głosów. W swej koncepcji wychodzą z założenia , że w naszym procesie rozwojowym jesteśmy nagradzani za pewne zachowania a za inne karani. W ten sposób pewne „ja” są wzmacniane inne zaś osłabiane Wyciągamy z tego wnioski i zgodnie z tym rozwijamy swoje „osobowości”. To ciekawe, że osobowość jest tak naprawdę systemem podosobowości, który wymazuje nasze pierwotne „ja”, równocześnie zapewniając nam kontrolę, a co za tym idzie siłę radzenia sobie.

W rzeczywistości jednym z najwcześniej rozwijających się aspektów naszej osobowości jest ta część, która nas strzeże. Działa ona jak osobisty ochroniarz, nieustannie wypatrując zagrożeń, czających się wokół nas. Jest wcieleniem nakazów rodzicielskich i społecznych i w dużym stopniu kontroluje nasze zachowania poprzez wykształcenie kodeksu zasad, które zapewnią nam bezpieczeństwo i akceptację innych.   Decyduje o stopniu naszej emocjonalności, upewniając się, ze nie postępujemy w sposób bezmyślny ani kompromitujący. Tą część autorzy nazywają Obrońcą =Kontrolerem. Większość ludzi używając słowa „ja” mówi tak naprawdę o swoim Obrońcy- Kontrolerze.   

Problem polega na tym, że stopniowo zaczynamy tracić kontakt ze swoim prawdziwym „ja”. Jest to bardzo smutny obrót sprawy, biorąc pod uwagę że strata ta dotyka całego systemu związków. Bowiem najgłębsze i najbardziej bezbronne „ja” nie biorą udziału w związkach. Zamiast nich do głosu dochodzi grupa osobowości nadzorowana  przez Obrońcę –Kontrolera i ta właśnie grupa decyduje o naszych uczuciach i zachowaniach. To pokazuje jak istotna jest znajomość istniejących wewnątrz nas podosobowości. Na ogół  zostajemy tak dobrze uwarunkowani, że do momentu osiągnięcia dorosłości, tracimy całkowicie kontakt z prawdziwym „ja”. A więc nie wiemy kim jesteśmy co czujemy. Nasze lwy i tygrysy od dawna leżą pogrzebane i mamy szansę je dostrzec jedynie przy okazji przypadkowych potknięć. Możemy np. wpadać w furię, nawet nie wiedząc dlaczego Choroba somatyczna jest bardzo częstym komunikatem ze sfery pierwotnego „ja” Nasza naturalna agresja, zostaje przetransponowana w autoagresje. Obrońca _Kontroler urasta w siłę i pilnuje.

Uznanie tłumionej od dawna złości lub niechęci – ma podstawowe znaczenie w procesie leczenia. Metoda dialogu głosów pozwala ponadto szybko  dotrzeć do wtórnych zysków jakie płyną z choroby. Pacjent wypowiadając się w imieniu chorej części siebie wyraża jej punkt widzenia i potrzeby. Łatwiej wówczas ominąć opór i uzyskać szczere wyznania dotyczące zaniedbań i stłumień w obszarze istotnych wartości, które pozostawały w nieposzanowaniu do czasu zachorowania.  bezpośrednio nawiązać kontakt z tymi częściami osobowości, które były zmuszone komunikować się przez objawy choroby. Gdyby tego nie zrobiły, ich przekazy najpewniej zostałyby pominięte.

Trudno znieść świadomość tego, że tak naprawdę jesteśmy pełni wewnętrznych sprzeczności, energii i dążeń, które nie przystają do wyidealizowanego obrazu stworzonego przez ego.Większość osób dociera na terapię na kolanach. Wszyscy wykonali pierwszy telefon dlatego, że strategie, które dotychczas sprawdzały się    nagle zaczęły zawodzić lub w stanie totalnej dezorientacji Stare wzory oparte na przypuszczeniach wskazówki z jakiegoś powodu już nie działają.

W terapii zaburzeń somatycznych ważne znaczenie  zajmuje system rodzinny. Choroba często reprezentuje wykluczonego członka rodziny lub jest wyrazem lojalności z kimś z poprzednich pokoleń komu działa się krzywda, kto doświadczył ciężkiego losu. Choroba przypomina o tych osobach, zmusza do tego aby popatrzeć na tematy tabu w rodzinie.

Choroba stanowi skutek nieświadomych procesów w rodzinie. Dziecko przejmuje coś z systemu Są to ukryte uwikłania, które każą zdrowym dzieciom czuć się źle gdy rodzice lub dziadkowie cierpią Głęboka więź sprawia, że dziecko rezygnuje ze swojego zdrowia i szczęścia, wierząc ”,że może uratować  życie, szczęście i zdrowie innych. Prócz więzi może jak już wspomniałam do choroby prowadzić potrzeba wyrównania między korzyściami i szczęściem jednych a krzywdami i nieszczęściem drugich. Miłość i więzy rodzinne zobowiązują tak bardzo, że  dziecko nieświadomie postanawia „lepiej umrę  ja niż ty” lub „podążam za tobą”. Chce umrzeć z najprawdziwszej szczerej miłości. Uświadomienie tych procesów i pomoc w oświetlaniu cienia rodziny uwalnia dziecko z misji zadośćuczynienia.

Uwikłania w losy rodziny to więzi miłości. Jednak ta sama miłość, która sprawia, że chorujemy może też uwolnić z więzów ciężkiego losu jeśli zostanie uświadomiona. Jeżeli ktoś podąży do końca do granic losu, miłości, winy może doświadczyć jak miłość będąca przyczyną choroby, przekształca się w miłość uzdrawiającą.   B.H. zachęca do tego by zawierzyć temu co ostateczne . Stanowi ono ostoję nawet jeśli napawa lękiem. Prawda zawsze leczy.

Koncepcja psychologicznych ustawień systemowych jest terapia pod wieloma względami niezwykłą w której urzeczywistnia się jedność duchowa i psychofizyczna człowieka. Pokazuje jak często uwikłani jesteśmy w losy a czasem także w głębokie  życiowe dramaty przeszłych pokoleń naszej rodziny. I jak bardzo wpłynąć to może na powstanie niektórych schorzeń. Metoda ustawień systemowych tę dynamikę ujawnia pokazując rozwiązania. Na forum grupy osoba chora ustawia- przy pomocy jej uczestników- swój własny system rodzinny po czym terapeuta przejmuje inicjatywę szukając porządku dla tego układu Pojawiające się rozwiązania pozwalają osobie chorej połączyć się w miłości ze swoimi najbliższymi, bez wikłania się w ich losy.

„Choroby maja coś wspólnego z nieporządkiem, chaosem lub zamętem nie tylko w ciele lecz także w życiu, w rodzinie lub w duszy .Doprowadzenie do porządku tego co nieuporządkowane służy wyzdrowieniu. Zatem jest to uzdrowienie przez porządkowanie.”   ( B.Hellinger 2004)

Anna Winnicka

Bert Hellinger, Dlaczego właśnie ja? Wydawnictwo SURSUM. Wroclaw 2004.
Willigis Jager, Fitness, wellness a duchowość . Jacek Santorski & Co, Warszawa 2007.
Willligis Jager, Życie nigdy się nie kończy. Jacek Santorski & Co, Warszawa 2007.<
Hal Stone, Sidra Stone, Obejmując nasze „ja” Wydawnictwo Zysk i S–ka, Poznań 2004.                              

       

  

Referat  „Przez duszę do serca...”
By in

Referat „Przez duszę do serca...”

W ostatnich latach obserwujemy intensywne postępy  w zakresie technologii i techniki leczenia zabiegowego zarówno w kardiochirurgii jak kardiologii inwazyjnej, które przyczyniły się do znacznego obniżenia śmiertelności chorych ze schorzeniami układu krążenia  Jak każda skuteczna metoda leczenia, również ten postęp przyniósł. liczne skutki niepożądane. Dzisiejsza  kardiologia stała się w dużym stopniu odhumanizowaną specjalnością zabiegową, która działa pod presją czasu i potrzeby osiągnięć ,podobnie jak osoby reprezentujące wzór zachowania A. Klinika kardiologii przypomina nowoczesny zakład produkcyjny , w którym  trwa wyścig z czasem. Oddział diagnostyki  i terapii inwazyjnej pracuje na pełnych obrotach całą dobę. Bywa, że planowane badania przeprowadzane są w nocy z powodu  natłoku obowiązków.

Pacjenci przyjmowani do szpitala w stanie ostrej choroby wieńcowej, w trybie pilnym kierowani są na  zabieg diagnostyczny tzw koronarografię w czasie której, jeśli stan naczyń na to pozwala  przeprowadza się tzw. angioplastykę  .Polega ona na rozszerzeniu tętnicy wieńcowej w miejscu  jej krytycznego zwężenia, co prawie natychmiast poprawia komfort i redukuje objawy bólowe. W razie potrzeby w tętnicy  implantuje się tzw. stent  , metalową konstrukcję w kształcie ażurowej rurki , swego rodzaju rusztowanie którego zadaniem jest utrzymywanie ścian naczynia w stanie zapewniającym swobodny przepływ krwi.

  Pacjent  opuszcza szpital po  kilku dniach, często w poczuciu rozwiązanego problemu, uspokojony wynikami badań  świadczącymi o drożności tętnic wieńcowych, pozwalającej na prowadzenie normalnego trybu życia. Jeśli nawet rozpoznanie stanu przedzawałowego zrobiło na chorym wrażenie, to w omawianej rzeczywistości nie ma czasu przywyknąć do tej diagnozy, zatrzymać się, zastanowić  nad sobą i nad stanem  zdrowia, przyjrzeć się  swojemu sercu przez pryzmat uczuć, emocji, wejść w rolę chorego – bo właśnie dowiaduje się, że wyzdrowiał, w ciągu niespełna pół godziny ryzyko zawału zostało zażegnane i oto z osoby w stanie przedzawałowym przeobraził się w osobę zdrową. Cała procedura przybiera charakter groteskowy – przypominając usuwanie zęba lub inny banalny zabieg a choroba w konsekwencji zostaje odarta z waloru korektywnego doświadczenia.

Nawet jeśli chory zreflektował swoją sytuację zdrowotną, zrobił szybki rachunek sumienia, dotyczący trybu życia i podejmowanych zadań oraz presji czasu  pod jaką stale żyje i postanowił wprowadzić zmiany, to poinformowany o wycofaniu się stanu ostrego, wraca do swoich  zajęć i szybko zapomina o całej sprawie. Pomagają mu w tym niezwykle skutecznie działające mechanizmy zaprzeczenia i wyparcia a cały  proces   kieruje pacjenta w stronę kolejnego incydentu chorobowego usypiając czujność i dając złudzenie załatwionego problemu

Dalszym efektem omawianych zmian jest stopniowy deficyt zaufania pacjenta do lekarza, dysponującego jedynie stetoskopem  i ciśnieniomierzem nawet jeśli jest on uśmiechnięty i życzliwy  gdy do wyboru ma specjalistę obserwującego fragmenty  jego ciała na ekranie komputera lub innego urządzenia o migających lampkach. W konsekwencji upada stopniowo klasyczna medycyna oparta w zakresie diagnostyki na zebraniu wywiadu  lekarskiego i coraz częściej  kardiolodzy otrzymują skierowanie o treści:” proszę o diagnostykę”  u pacjenta  u którego , po dwóch minutach rozmowy ujawnia się brak przesłanek do rozpoznania jakiejkolwiek choroby serca. Skoro jednak sam pacjent domaga się wykonania nowoczesnych badań, które  wiodą nie do rozpoznania lecz często na manowce diagnostyczne a co gorsza często terapeutyczne.(teoria Bayesa) .Mnożą się zatem niecelowe badania kontrolne a pacjent na pytanie co mu dolega odpowiada niejednokrotnie ;”… ja już chodzę do kardiologa  od 3 lat….”

Z drugiej strony rośnie ilość pacjentów , u których wykonano już liczne interwencje i brak jest szans na kolejne zabiegi. Niestety wielu specjalistów określa tę grupę chorych okrutnym w swojej bezwzględności terminem no option patient (pacjent  bez opcji) a przecież większość tych chorych wymaga pieczołowitej opieki doświadczonego lekarza, choćby nawet dysponował tylko słuchawką i ciśnieniomierzem , a wszyscy troski i opieki. Niestety przemiany społeczne powodują, że ci ludzie bez opcji stają się jednocześnie zbędni dla społeczeństwa  oraz instytucji ubezpieczeniowych., bo „pacjent bez opcji” oznacza tym samym nieopłacalny.

    Z takim właśnie pacjentem bez opcji rozpoczęłam  2 lata temu współpracę terapeutyczną, która trwa do dziś. Pacjent po dwóch zawałach, kilku koronarografiach, z 3 by passami założonymi po I zawale i 6 stentami wieńcowymi. Jest to zdecydowanie rekordowa ilość zabiegów i interwencji kardiologicznych z jaką spotkałam się u jednej osoby, Pan S. lat 56 , żonaty, ojciec dorosłej córki, dyrektor elektrociepłowni, co ma znaczenie w przebiegu psychoterapii i podjętych procedur. W historii choroby  I zawał przebyty 10 lat temu, wówczas założono 3 by passy i  wszczepiono 3 stenty wieńcowe. Pacjent poczuł się wyprowadzony z problemu choroby i nie zajmował się tematem  przez 3 lata poza okresowymi badaniami w poradni kardiologicznej. Po upływie 3 lat,  z powodu ponownych dolegliwości bólowych wszczepiono kolejny stent. Pan S.i tym razem wrócił do trybu życia sprzed choroby tj. kierowniczego stanowiska,  sporej ilości alkoholu, błędów dietetycznych, braku ruchu. W efekcie 8 lat po I zawale został przyjęty do Śląskiego Ośrodka Kardiologii  z powodu II zawału serca. Zdecydowano się  na  wszczepienie w trybie pilnym kolejnych dwóch stentów. Wtedy pacjent doświadczył głębokiego poczucia  zagrożenia życia  i w krótkim czasie dokonał przewartościowania priorytetów, podejmując decyzję uczynienia wszystkiego co jest możliwe w celu ratowania życia. Po opuszczeniu szpitala zgłosił się do mojego gabinetu ,kierując się sugestia lekarza prowadzącego.

W tym etapie rozpoczęłam współpracę z panem, S. Pacjent reprezentował charakterystyczny dla aleksytymika sposób wypowiadania się, zatem o emocjach i uczuciach nie mówił nic. Nie dzielił się przemyśleniami, refleksjami osobistymi. Nie wypowiadał się na temat relacji rodzinnych. O pożyciu z żoną mówił, że jest udane. Jedynym podejmowanym tematem były naczynia wieńcowe, leki, wyniki badań. Cytował wypowiedzi lekarzy, podkreślał przy tym, że uważa siebie za racjonalnego optymistę. Określenie to pojawiało się czasem zamiennie z racjonalnym pesymistą.

Celem terapii było poradzenie sobie z emocjami i akceptacja skutków choroby i procesu leczenia. Skarżył się jedynie na okresową bezsenność i zmęczenie z tym związane. Zaprzeczał lękowi, mówił raczej o zmartwieniu.

Na początku terapii pan S. odczuwał arytmię serca w formie skurczów dodatkowych oraz niestabilnego ciśnienia tętniczego krwi. Na podstawie obserwacji i wywiadu uznałam, że pacjent doświadcza silnego lęku  w wyniku poczucia zagrożenia życia.

W początkowej fazie psychoterapii  zastosowałam procedury transowe, zmierzające do przywrócenia u pacjenta przynajmniej 1% poczucia sprawstwa. Uznałam, że jest to najpilniejsza sprawa na tym etapie. Pacjent w transie wizualizował swoje naczynia wieńcowe, prowadził prace remontowe, czyścił, uzupełniał, wygładzał, szlifował, zaklejał, polerował, obserwował przepływ krwi w różnych miejscach. Z uwagi na wzrokową reprezentacje wiodącą, z łatwością kreował obrazy ścian naczyń. Ta technika szybko przyniosła efekty w postaci poczucia ulgi. Pacjent uznał, że czuje się bezpieczniej, znacznie spokojniejszy a przede wszystkim ma poczucie wpływu na to co wewnątrz.

Niezależnie od  transów rozmawialiśmy coraz częściej na tematy „neutralne”. Pan S. chętnie opisywał  szczegóły kierowania elektrociepłownią, jej strukturę administracyjną oraz sieć instalacji, kotły, rury. Opisywał remonty  tych urządzeń. Techniczny język i retoryka były uzupełnieniem transów. Uznałam to za zaproszenie do pracy z metaforą i okazję do spożytkowania zasobów pacjenta. spotykając się w modelu świata  pana S. prowadziłam z nim rozmowy na temat  technicznych niuansów budowy rury, instalacji grzewczej, kotła, pompy. Szczególne miejsce zajmował temat naprawy tych konstrukcji.

W sesjach transu hipnotycznego z biegiem czasu tematyka techniczno-remontowa zaczęła wycofywać się na rzecz obrazów przyrody, pojawiały się kojące obrazy przestrzenne, jeziora, rzeki. lasy. Nadal  temat ciepła, temperatury, ;pary wodnej pojawiał się  w jego wypowiedziach. Pan S. wchodząc do  gabinetu zwykle zaczyna rozmowę od aktualnej temperatury na zewnątrz. następnie przechodzi do spraw związanych ze zdrowiem,  w dalszej kolejności mówi o pracy.

Stan kardiologiczny pacjenta po pół roku  współpracy wyrównał się, wycofała się arytmia, ustabilizowało  ciśnienie krwi. Pan S. codziennie pokonuje kilkadziesiąt kilometrów  rowerem, ściśle przestrzega diety, całkowicie  podporządkował tryb życia   trosce o zdrowie.W swoich planach nie wybiega dalej niż 3 miesiące  w przyszłość. Delektuje się każdym dniem i zdaje się być coraz bardziej pogodzony ze swoja sytuacja zdrowotną, życiową z losem. Zdaje się być w coraz pogodniejszym nastroju. Akceptuje sytuację, wciąż uczy się żyć z 6 stentami i 3 by passami i jak na razie okazuje się to możliwe.

Pan S. nadal nie wypowiada się osobiście, jego wypowiedzi w dalszym ciągu maja charakter wykładów, prelekcji. Szczegółowo wyjaśnia mechanizmy działania różnych urządzeń cieplnych, opisuje trudności wynikające z kierowania ciepłownią stojąca na skraju upadłości. Ja słucham uważnie, parafrazuję, odzwierciedlam, spotykam się z nim w jego modelu świata i coraz częściej mam poczucie, ze mimo, iż rozmawiamy o sprawach związanych ze światem techniki i mechaniki to nasza rozmowa tak naprawdę dotyczy miłości.

Kończąc chcę powiedzieć, że Serce to ważny narząd. Ta potężna aparatura w nas w szczególny sposób jest zaangażowana w służbie życia. Na poziomie symbolicznym zaś ten pracowity mięsień jest zaangażowany w służbie miłości.

Referat wygłoszony na konferencji ”Psychoterapia zaburzeń psychosomatycznych i somatopodobnych”  29.05.2009 w Poznaniu.

Anna Winnicka